poniedziałek, 23 września 2013

Co w duszy grało ludowi wiejskiemu? Czyli rzecz o muzyce ludowej (część I)


    Krystian Zimerman, jeden z najwybitniejszych współczesnych polskich kompozytorów oraz pianistów, w jednym z wywiadów radiowych udzielonych na początku 2013 roku powiedział, że ...muzyka jest odzwierciedleniem duszy.... Słowa te w sposób szczególny można odnieść do duszy ludu wiejskiego i tworzonej przez niego muzyki, bowiem to ona przez wieki odzwierciedlała trudy dnia codziennego rolników, rybaków i pasterzy. Po przez dźwięki muzyki, ale także towarzyszące im tańce i śpiewy można wkroczyć w sferę ludowego sacrum i profanum, poznać to, co się kryło w sercu polskiego chłopa.
    To właśnie muzyka, a w szczególność pieśń stanowiły dla ludu wiejskiego ważny element codzienności. Towarzyszyły one świętom, weselom, pogrzebom, rozbrzmiewały podczas ciężkiej pracy czy też wypełniały wolny czas spędzony w karczmie przy wódeczce. Niezależnie od tradycji i historii regionów ziem dawnej Rzeczypospolitej, muzyka i pieśni ludowe stały na straży tradycji i zwyczajów, jak też były emanacją uniwersalnych przeżyć chłopstwa, opowiadajac o ich poglądach, troskach, bólach czy radościach.

Wincenty Wodzinowski, Odpoczynek żniwiarzy (Grajek), około 1893; olej na płótnie, Lwowska Galeria Sztuki

    Oczywiście warto w tym miejscu powiedzieć, że ta tradycja ma niewiele wspólnego z kulturą pogańskich Słowian, która to w X wieku wraz z wkraczającą na ziemie Polan, Wiślan i innych, kulturą chrześcijańską uległa znaczącym przekształceniom. Ekspansywność kultury i cywilizacji chrześcijańskiej była na tyle silna, że w wielu miejscach wyrugowała rodzimą, miejscową, pogańską twórczość, w tym także przekazywane z ust do ust podania i pieśni, odciskając nawet swoje piętno na skalach melodyjnych, które...skazane były prędzej czy później na zagładę, i to nie tylko dlatego, że były to przeżytki świata pogańskiego, ale i dlatego, że przez długie lata duchowieństwo w Polsce rekrutowało się z cudzoziemców, którym kultura miejscowa była obca... [1]. Stąd też wpływy i rola Kościoła katolickiego w Polsce była niebagatelna. Niósł on bowiem własne wzorce literackie oraz muzyczne, które wywarły silny wpływ na rodzimą twórczość artystyczną. Nie tylko za sprawą łacińskiego eposu rycerskiego pierwotna kultura muzyczna Słowian została zdruzgotana, lecz także za sprawą bizantyjsko-ruskiego chorału.
     Jednak wracając do tego czym właściwie jest muzyka ludowa odniosę się także do słów Jana Kolasińskiego, który tak napisał: O tej muzyce ktoś powiedział, że jest «zjawiskiem natury takim, jak słońce i deszcz», że «rozwija się z tą samą organiczną swobodą, co lasy, zboża i wszelkie stworzenia żyjące na łonie natury». W tej muzyce wiejskiej odbija się życie ludu we wszelkich jego przejawach, prymitywizm tego życia i naiwność stworzenia związanego z naturą, przyrodą [2]. Stąd, muzyka ludowa nie była całkowicie oderwana od świata przyrody. Związana była bardzo mocno z lokalną florą i fauną oraz topografią najbliższej okolicy, które formowały psychikę chłopa jak też determinowały życie całych wspólnot wiejskich. Tworzona z potrzeby duszy, przesiąknięta była naśladownictwem i bogactwem dźwięków otaczającego świata. Była łącznikiem między światem ludzkim a przyrody, który zdaniem ludu był zamieszkały przez pradawne bóstwa, duchy i demony. 

Wojciech Gerson, Instrument suka i jego fragmenty, 1895, piórko, akwarela na papierze, 25,5 x 22,3 cm, Muzeum Narodowe, Warszawa, źródło: P. Kopszak, Wojciech Gerson [1831-1901], Warszawa 2007.


    Niewątpliwe całe to bogactwo oraz złożoność mikrokosmosu tradycyjnych, wiejskich wspólnot, różnorodności regionalnej naszego kraju ukazuje właśnie kultura, zaś w szczególny sposób muzyka ludowa, wywodząca swoje korzenie z czasach wczesnego średniowiecza. Odwołując się do dawnych zapisów kronikarskich i relacji można stwierdzić, że już mniej więcej od przełomu IX i X wieku muzyka towarzyszyła Słowianom w ważnych chwilach, zarówno dla kształtującego się wówczas narodu polskiego jak i zwykłej prozie dnia codziennego. 
    Istotną rolę w procesie kształtowania się sztuki ludowej oraz kultury muzycznej odgrywali wędrowni śpiewacy, którzy trafiali zarówno na dwory, jak i rozchodzili się pośród mieszczan i chłopstwa. Na ziemiach polskich, wśród warstw dworskich szczególne piętno odcisnęły wzorce płynące z prowansalskich pieśni trubadurskich, znanych w Polsce jako sirwenty, czyli eposy rycerskie. Między innymi z zapisów kronikarskich wiadomo, że tego typu eposy rycerskie były śpiewane na dworze Bolesława Krzywoustego. O wędrownych śpiewakach wzmiankował także i Długosz, który pod rokiem 1205 zanotował informację, o tym, że to dzięki nim po kraju rozeszły się wieści o pokonaniu w boju pod Zawichostem wojsk księcia Romana halickiego przez wojska książąt Leszka Białego i Konrada mazowieckiego.Sami także Polacy, którym się dostało w korzyści, i którym z niego w sławę, bogactwa i zaszczyty urośli, opiewali to zwycięztwo i jego wydarzenia w rozmaitego rodzaju pieśniach, jako po dziś dzień jeszcze słyszymy je wdzięcznie w rozmaitego rodzaju widowiskach publicznych (in theatris) nócone [3].
     Z kolei wśród chłopstwa i mieszczaństwa rozprzestrzeniały się wpływy związane z ludowym żywiołem i folklorem. W Polsce nosicielami tej kultury byli igrce, wędrowni śpiewacy i komedianci zwani także żonglerami, szpilmanami czy mimikami, którzy zarówno rozbawiali tłumy jak i gościli w dworach możnych. To ich repertuar najczęściej odwoływał się do spraw bliskich swoich odbiorców, czerpiąc to co najcenniejsze z ludu. Wraz z wykrystalizowaniem się w miastach poszczególnych warstw społecznych do grona wędrownych muzykantów dołączyli także żacy oraz rybałci, a także margines społeczny, w postaci żebraków i włóczęgów powszechne zwanych na ziemiach polskich dziadami (którym nota bene należało by poświęcić osobny post). Ich rola dla procesów historyczno-kulturalnych, związanych z integracją etniczną poszczególnych miast, wsi i regionów była znacząca, bowiem wszyscy ci wędrowni muzykanci byli pośrednikami w wymianie kultury między stanami wysokimi a niskimi, między dworem a ludem, zaś w szerszym ujęciu pośredniczyli w wymianie kulturowej poszczególnych regionów.  

Foto. Isaak Serbow, Niewidomy lirnik Stefan, otoczony przez lud wiejski przed kościołem. Petryków, obwód homelski, 1912.
    Wspólnym mianownikiem dla kręgów dworskich oraz chłopskich, jak to ujął Zygmunt Gloger, była bogata „...w uczucia a świadczącą o potężnym ustroju rodziny i obyczaju poezja serca [4]. Dopiero w dobie ugruntowania się druku wśród warstw wyższych oraz umocnienia się zachodnich prądów kulturowych, tradycja wspólnego muzykowania po dworach szlacheckich została zaniechana, a wraz z nią „...poezja [...] zamilkła, ustępując miejsca kultowi dziejopisarstwa [5]. Coraz rzadziej pod strzechę chłopską witały szlachcianki, które to dawniej miały w zwyczaju zasiadać z czeladzią do kądzieli i wspólnie z nimi muzykować. Od czasów zygmuntowskich, a szczególnie saskich lud wiejski, daleki od wpływów literackich pozostał ostoją tej „poezji serca”, tworząc swoją bogatą i płodną kulturę, która przez wiele pokoleń nie była doceniana.
    A przecież, muzyka oraz pieśni tradycyjnie przekazywane z pokolenia na pokolenie, wydają się nieskończone w swym bogactwie poruszanej tematyki, co oczywiście światu nauki przynosi duże problemy w usystematyzowaniu na poszczególne grupy tematyczne. Jednak pozwolę sobie na przytoczenie dwóch dość ciekawych klasyfikacji, które powstały w oparciu o analizę treści poruszanych w tekstach, jak też okoliczności w jakich rozbrzmiewały. 
     Bardzo ciekawego podziału muzyki ludowej dokonał Jan Stanisław Bystroń, wybitny znawca historii ludu polskiego, uznawany za pierwszego twórcę teoretycznej systematyki polskiej pieśni ludowej. Otóż zaproponował on klasyfikację pieśni ludowych ze względu na treść jaką ze sobą niosły. Stąd też wyróżnił on: pieśni obrzędowe (dotyczące zarówno obrzędów przejścia jak i odwołujące się do cyklu rocznego) [6], pieśni powszechne (obejmujące ballady, pieśni miłosne, zalotne, żartobliwe, kołysanki, przyśpiewki) [7], pieśni związane z zawodem (np.: pieśni pasterskie, dziadowskie, myśliwskie, itd.) [8], pieśni dzielnicowe i stanowe (związane z pochodzeniem stanowym) [9], oraz pieśni związane z życie narodu (opisujące dzieje narodu, regionów, stosunki etniczno-religijne, itp.) [10]
     Ponadto Bystroń zwrócił uwagę na jeszcze jeden czynnik kształtujący treści oraz melodykę w polskiej muzyce ludowej, którym były to zapożyczenia, płynące zarówno z literatury, wkraczającej od XIX wieku coraz śmielej za sprawą szkół ludowych pod strzechy chłopskie, jak też od mieszkańców sąsiednich wsi, a także od innych grup etnicznych (np.: górali, Wołochów, ludności ruskiej, żydowskiej, itd). 
    Również w Pieśniach ludu Glogera można spotkać bardzo podobny podział pieśni jak i u Bystronia. Przy czym pierwsze cztery grupy mają charakter spójny tematycznie, a są to: pieśni przy zwyczajach dorocznych (np.: śpiewanych na nowy rok, w zapusty, kolędy, pieśni wiankowe i sobótkowe), pieśni do godów weselnych, a więc związane z obrzędem ślubu, dumy i dumki, czyli słowiańskie ballady odpowiadające nastrojowi i tematyce elegii oraz pieśni taneczne. Ostatnia, piąta grupa to pieśni dziadowskie, pasterskie, żartobliwe, kołysanki, które posiadają niejednorodny charakter. 
    Zwłaszcza pieśni dziadowskie, związane z wędrownymi żebrakami posiadały bardzo różnorodną tematykę i funkcje, począwszy od karczmianych przyśpiewek, po przez repertuar moralizatorsko-obyczajowy, skończywszy na eposach opiewających zwycięstwa polskiego oręża nad Tatarami i Turkami [11]. Dobór pieśni w takim przypadku zależał od czasu i miejsca, w którym się pojawił dziad. I tak, w karczmie przy gorzałce mógł sobie pozwolić na bardzo swobodny i rubaszny repertuar, lecz jeśli wkraczał w progi bogobojnych, prostych ludzi stawał się moralizatorem, głosem sumienia i nauczycielem. Sam Gloger w swej Encyklopedii staropolskiej, taki oto skreślił obraz profesji wędrownego grajka: ...dziad, choć sam nie zawsze człek moralny, gdy po odpuście znajdzie się w gronie towarzyszów i towarzyszek swojej profesyi i popasa w karczmie, bywa jednak zawsze moralistą, gdy wstępuje w progi chaty wiejskiej. A wpływ ten jego nie polega na machinalnem odmawianiu pacierzy i śpiewaniu pieśni nabożnych, ma bowiem dziad jeszcze inne pieśni, oddziaływające nieraz bardzo dodatnio na życie domowe i sumienia ludzi ułomnych, którzy pod własną strzechą usłyszą śpiew siwowłosego pątnika, niby wprost przeciwko ich występkom wymierzony [12]
     Z tego dawnego repertuaru dziadowskiego niewątpliwe warta wspomnienia jest pieśń pt.: A w niedzielę z porania, ukazująca upadek moralny młodych dziewcząt, dopuszczających się dzieciobójstwa oraz kar na jakie były narażone takie występne matki. Co ciekawe, w tej piosence występuje diabeł - szataniec - który wymierza karę na dzieciobójczyni, porywając ją do piekła, co by się przecież kłóciło z powszechnym poglądem, że „...podstawą polskich wierzeń i podań o diable jest w zasadzie nauka Kościoła, przedstawiająca go jako demona, uosobienie zła, zbuntowanego anioła, księcia ciemności, zwanego Lucyferem, strąconego przez Boga do piekła wraz z zastępem innych upadłych aniołów[13]. Owszem, diabeł był groźny, ale było to już wyobrażenie ukształtowane dopiero w XIX wieku. Natomiast jeszcze w XVIII wieku, w pojęciu ludu diabeł był „...szczególnym stróżem sprawiedliwości, karzącym grzeszników wiecznym potępieniem[14]. Dzięki pieśniom takim jak A w niedzielę z porania, można pokusić się o rekonstrukcję stopnia religijności chłopów oraz znajomości przez nich dogmatów wiary jakie obowiązywały w minionych wiekach. 
    Oczywiście badaczy „skarbów umysłowych naszego ludu było wielu, i to na długo przed Kolbergiem czy Glogerem, zaś każdy miał własną systematykę, warsztat i upodobania. Jednak każdy z nich jak mógł ratował przed zapomnieniem ulatujące dziedzictwo kultury duchowej naszego narodu, niekiedy popadając w różne pułapki i błędy, w które nie trudno było wpaść przy niezwykłym ogromie materiałów. Wśród tych niestrudzonych badaczy byli między innymi: Tadeusz Czacki, książę Adam Czartoryski, Wacław z Oleska, czyli Wacław Michał Zaleski herbu Dołęga - namiestnik austriacki w Galicji, który w 1833 roku wydał we Lwowie Pieśni polskie i ruskie ludu galicyjskiego, Kazimierz Władysław Wójcicki, Zegota Pauli, czy Jan Konopka. 
    Z całą pewnością różne systematyki zaproponowane przez Glogera, Bystronia i wielu innych naukowców - pasjonatów słowiańszczyzny nie obejmują całego dorobku artystycznego rodzimych twórców ludowych. Zwrócił na to uwagę już Oskar Kolberg, który zbierając materiały do Pieśni ludu polskiego, napisał:Słowa zaś i treść śpiewek krótkich ucinkowych, mimo rozlanego w nich humoru i czucia nie zawsze godzą się z przyzwoitością i dobrym smakiem. Wiele podobnych rubasznych piosenek odrzucić musiałem [...] Śpiewki takie nie zawsze lud w tańcu lub w karczmie przy kieliszku nuci, owszem słyszeć one muszą się często dają przy robocie w domu i na polu, podczas żniw, sianożęci, w ogrodzie, przy paszy za bydłem; także przy dojeniu krów, w czasie jazdy, przy kołysce. Nieprzebrana ich mnogość jest owocem chwilowego natchnienia podnieconego trunkiem i miejscowemi okolicznościami [...][15]. Stąd też można śmiało przypuszczać, że do naszych czasów nie zachowało się wiele - choć sprośnych - wiejskich przyśpiewek, które jeszcze w czasach Kolberga czy Glogera chętnie śpiewano. Co więcej, wiele z nich ginęło, wraz z ich wykonawcami, bowiem ...znają je [t.j. pieśni] jeszcze niektóre wiekowe wieśniaczki..[16], które niestety ...przed obcymi nie będą ich śpiewały[17] nie doczekując tym samym należytego zarejestrowania ich przez badaczy folkloru ku pamięci następnym pokoleń. Z czasem część z tych pieśni zamierało, o czym z ubolewaniem pisał jeszcze w XIX wieku Gloger.W ciągu tych lat trzydziestu zeszło już do grobu cale starsze pokolenie wieśniaczek, pamiętających owe czasy, kiedy to jeszcze ani drogi bite i koleje żelazne, ani służba wojskowa lub miejska, ani śpiewki operetkowe i ludność fabryczna, nie rozniosły w ustronia wiejskie światowych naleciałości. Młode pokolenia śpiewają coraz mniej, a uganiają się za garderobianym polorem. Czysta barwa tak rdzennie swojska i słowiańska blednie w szarej mgle kosmopolitycznej[18]. Przemiany cywilizacyjne jakie nastały w XIX wieku na ziemiach polskich, zniesienie pańszczyzny i wprowadzenie czynszu, „...zmieniło fizyonomią wiosek, i wprowadza do kmiecych domów nowe zwyczaje i obyczaje...” [19]
     Świetnym przykładem na takie przekształcenia i ewolucję pieśni ludowych, pod wpływem przemian cywilizacyjnych była buntownicza, galicyjska przyśpiewka Zawiązali mnie w powróz, w której skarżono się na cysorzabiorącego chłopów w kamasze. W szczególności górale się żalili Jak-ci mnie oddali, związali mnie w powróz, najstarszy braciszek na kolej mie odwióz. Cesarzu, cesarzu, najaśniejszy panie - dałeś mi trzewiki, nasrałbym ci na nie[20]. Pieśń ta doczekała się także kilku wersji związanych z Legionami. Jak podają co poniektóre śpiewniki legionowe, pierwsze wykonanie tej prześmiewczej piosenki było zasługą górali z 14 kompanii 3 pułku piechoty II Brygady, którzy w marcu 1915 roku zostali odesłaniu na odpoczynek do Kołomyi, gdzie ją wykonali. W przyśpiewce tej legioniści pod zmienionym tytułem i tekstem względem oryginału przedrzeźniali austriackiego generała, Karla von Pflanzer-Baltina, który dowodził tzw. Armią Karpacką, w skład której wchodziła II Brygada, śpiewając: „Pflanceru, Pflanceru, Wielmożny panie! Ej! Dałeś nam rozetki, Usrołek sie na nie[21].




Przypisy:

[1]. Cytat za: J. Krzyżanowski, Dzieje polskiej literatury od początków do czasów najnowszych, Warszawa 1972, s. 18.
[2]. Cytat za: J. Kolasiński, Polska muzyka ludowa. Wybrane zagadnienia, Gdańsk 1960, s. 5.
[3]. Cytat za: J. Długosz, Jana Długosza kanonika krakowskiego Dziejów polskich ksiąg dwanaście, T. II, Ks. 5, 6, 7, 8, przekład Karola Mecherzyńskiego, Kraków 1868, s. 168.
[4]. Cytat za: Z. Gloger, Pieśni ludu, Warszawa 1892, s. IV.
[5]. Cytat za: Z. Gloger, Pieśni ludu, Warszawa 1892, s. IV.  
[6]. Szerzej patrz: J. S. Bystroń, Pieśni ludu polskiego, Kraków 1924, s. 11-31.
[7]. Szerzej patrz: J. S. Bystroń, Pieśni ludu polskiego, Kraków 1924, s. 32-67.
[8]. Szerzej patrz: J. S. Bystroń, Pieśni ludu polskiego, Kraków 1924, s. 68-87.
[9]. Szerzej patrz: J. S. Bystroń, Pieśni ludu polskiego, Kraków 1924, s. 88-95. 
[10]. Szerzej patrz: J. S. Bystroń, Pieśni ludu polskiego, Kraków 1924, s. 96-131. 
[11]. Szerzej patrz: Z. Gloger, Walka z muzułmaństwem w pieśniach ludu polskiego, [w]: Kronika Rodzinna, nr 5, 1877; Tenże, Jassyr w pieśniach ludu polskiego, Niwa 1886, XIXX.
[12]. Cytat za: Z. Gloger, Encyklopedja staropolska ilustrowana, T. II, Warszawa 1901, s. 93.
[13]. Cytat za:  B. Ogrodowska, Zwyczaje, obrzędy i tradycje w Polsce. Mały słownik, Warszawa 2001, s. 42.
[14]. Cytat za: L.J. Pełka, Polska demonologia ludowa, Warszawa 1987, s. 180.
[15]. Cytat za: O. Kolberg, Pieśni ludu polskiego, T. I, Warszawa 1857, s. X
[16], [17]. Cytat za: B. Pawłowicz, Kilka rysów z życia ludu w Zalasowej, [w]: "Materyały antropologiczno-archeologiczne i etnograficzne", T. I-III, Kraków 1826, s. 239. 
[18]. Cytat za: Z. Gloger, Pieśni ludu, Warszawa 1892, s. IV. 
[19]. Cytat za: W. A. Maciejowski, Legendy i pieśni ludu polskiego, nowo odkryte, [w]: Biblioteka warszawska, Tom II, Warszawa 1860, s. 434-435
[20]. Cytat za: J. Przyboś, Związali mnie w powróz, [w]: "Jabłoneczka: antologia polskiej pieśni ludowej", Warszawa 1957, s. 30.
[21]. Cytat za: Pieśń legionowa Pflanceru, Pflanceru


P.S. Zaś o tym jak grała „liryka duszy i o czym chcieli opowiadać wiejscy muzykanci będzie w następnej części :)
 

4 komentarze:

  1. Ha ciekawe, że taki dziad miał bardzo bogaty repertuar i dosyć sporą rozbieżność gatunkową, można powiedzieć, że pop w czystej formy, który trafi do najszerszego grona odbiorców.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie patrzyłem, na dziada wędrownego jako gwiazdy wiejskiej estrady, ale chyba coś jest na rzeczy, bo częstokroć się natykam na informacje, że wielu "gwiazdorów" żebraczej profesji potrafiło się dorobić nie lada majątków, pobudować domy, zakupić grunt i wieść dostatnie życie...

      Usuń
  2. Pamiętam na folklorystyce odsłuchiwanie nagrań niektórych pieśni weselnych i pewnego rodzaju szok jak mogły być dosłowne i obrazowe ;)

    W zasadzie pieśni ludowe to jest cały kosmos - gdzie jak nie w pieśni ten stan mógł się wypowiedzieć skoro nie był specjalnie piśmienny, a jego sztuka rękodzielicza miała i swoje ograniczenia i jednak była droższa niż pieśni ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie pewnym szokiem kulturowym był kontakt z muzyką ludową... niemal dokonała transgresji. Zawsze patrzyłem na tę twórczość z perspektywy nieszczęsnych "bab z wiejskich kół gospodyń". Na szczęście w porę uświadomiłem sobie, że jest to kapitalne źródło historyczne dające bardzo dużo pojęcia o mentalności i psychice twórców i odbiorców tej kultury :)

      Usuń