Świat
jaki jest wymalowany w pieśniach ludowych, często jawi się jako
wiejski mikrokosmos, pełen harmonii, sielankowości i sielskości.
Jednak przeglądanie wsi i jej mieszkańców w odblaskach barwnych,
pstrokatych strojów, micie wsi spokojnej, wsi wesołej stworzonym przez Jana Kochanowskiego oraz miłosnych piosenek jest tylko częścią
tamtej rzeczywistości. A przecież ten dawny, już niebyły świat
kmiecych zagród jest zdecydowanie bogatszy, pełen ludzkich namiętności i obaw. Wszak stan chłopski „...jest
taki, jak go wychowała szlachta: są w nim wady i błędy, jakie ona
posiada, jest i cnota wysoka” [1].
Takie też są i pieśni tradycyjne. Ich treści oddają stan ducha ludu
wiejskiego, kształtowanego przez trudy dnia codziennego oraz łaski i
nie-łaski panów z dworu, których jeszcze w XIX wieku, w Galicji chłopi
pogardliwie nazywali Polakami. Szczególnie historia relacji „chamów” - chłopów polskich, galicyjskich z „panami”,
czyli szlachtą, stanem ziemiańskim z dworów pisana była niewątpliwe
niełatwymi stosunkami i nierównościami społecznymi oraz wzajemną
krzywdą, które jak słusznie zauważył Zygmunt Gloger wyrosły na
przyrodzonym człowiekowi prawie chęci zysku. Chęć życia w wygodzie,
dostatku i władzy nad innymi rodziły nierówności oraz cierpienia. Jak pisał Gloger, „W całym świecie i powszechnych dziejach ludzkości (a naszych stosunków
mierzyć przecie inną miarą nie można) stan rycerski, osiągnąwszy
przewagę polityczną w kraju, wyzyskiwał ją na korzyść własnych
interesów. Takiego wypadku, aby jej wyzyskać nie chciał, dzieje ludzkie
nie przedstawiają. To samo więc było i w Polsce, zwłaszcza gdy do
przewagi politycznej stanu rycersko-ziemiańskiego przyłączyła się
jeszcze przewaga ekonomiczna...” [2].
Stan tej nierówności na ziemiach dawnej Rzeczpospolitej usankcjonowany
był licznymi przywilejami dla warstwy stanu szlacheckiego, która to dla
zwiększenia własnego dochodu zaczęła wyzyskiwać warstwy niższe. Z tej
potrzeby i uwarunkowań ekonomicznych wyrosła haniebna pańszczyzna, która
jeszcze za pierwszych Piastów nie była tak dotkliwa, lecz już w czasach
Rzeczypospolitej Obojga Narodów magnateria i szlachta zapewniły sobie
drogą constitutiones, czyli konstytucji sejmikowych obowiązek na chłopach „...odrabiania
pewnej liczby dni w tygodniu temu panu, na którego gruntach byli
osiedleni. Był to zatem rodzaj waluty dzierżawnej, tylko wypłacanej nie
gotówką, ale robocizną na pańskim folwarku, oraz daniną do dworu pewnej liczby drobiu i jaj, zwitków lnu i t. d.” [3].
Józef Chełmoński, Przed karczmą, 1877. Olej na płótnie. 71 x 174,5 cm. Muzeum Narodowe w Warszawie |
Szlachta - choć oczywiście nie cała - również rozpijała chłopów wódką
przez przymus propinacji. A trzeba przyznać, że gorzałka na wsi była
wszędobylska. Wódka,
piwo i inne trunki alkoholowe lały się strumieniami, wszak alkohol w
pojęciu ludu to zabawa, to czas odświętny - karnawał odrywający od
szarej rzeczywistości, a wręcz napój święty i zbawczy. Pito przy każdej
okazji. Na ziemi pszczyńskiej o „gorzołce” zawadiacko śpiewano „Pijom jom tyż gospodorze, Sprzedowajom na niom zboże [...] Pijom jom tyż gospodynie, Sprzedwajom na niom świniy [...] Pijom jom tyż na pogrzebie, Żeby dusza była w niebie” [4].
Alkohol do tego stopnia wrósł w świat chłopa, że nawet w jego głosie
było można odczuć wpływ wódki. Jak zanotował Oskar Kolberg, „Głos
wieśniaków naszych z natury dźwięczny jest i donośny; lecz u wielu z
nich nadużycie trunku i ciężka praca fizyczna pozostawiły w miejscu jego
tylko chrzypliwą artykulacyą tonów do niewiedzieć jakiej gammy
należących, które jedynie jaki taki rytm i pewien mimowolny a szczęśliwy
instynkt śpiewaka z sobą wiąże” [5]. Mało tego, „Pijaństwo
było popierane czy nawet często nakazane (Brzeinica) przez dziedzica,
gdyż pędzenie wódki było jego monopolem [a więc czystym zarobkiem, formą podatku], n. p. w Gliniku każdy chłop
miał zakupić w czasie Wielkanocy kwartę wódki i ją oświęcić. To też
wódka stała się nieodzownym towarzyszem chłopa i każdego domu: wódką
leczono chorych, usypiano dzieci, rozgrzewano zmarzniętego, wzmacniano
osłabionego, ale przedewszystkiem zalewano wódką zmartwienie (Wolica
Piaskowa)” [6].
Władysław Teodor Benda, Krakowiak, ok. 1930, Pastel na tekturze |
W związku z wódką, której przecież chłop nie mógł pędzić sam w domu na własny użytek, zmuszony był do korzystania z tego co pan dworu oferował w karczmie. Stąd też życie na wsi kręciło się wokół niej, gdzie stan kmiecy „...lulka, wódka i taniec zajmuje” [7]. To tam po pracy „...mężczyźni
szli do karczmy, gospodarz, by zalewać tam robaka, parobcy by kręcąc
się w jego sąsiedztwie wykorzystać jego chwilowy dobry humor i dostać
chociaż kieliszek wódki, - a kobiety z dziećmi siedziały przy świetle
smolnego łuczywa i przędły śpiewając lub opowiadając rozmaite legendy
czy klechdy, których dzieci słuchały «rozdziawiwszy gęby» (Krzywa)” [8].
Z karczmą i wódką za pan brat odchodziły też tańce, śpiewy i zabawa, jak też inne rozrywki, które w pojęciu ludu były do upadłego, bowiem „Na tem zależy wysoka tańca umiejętność, aby swoję towarzyszkę jak najlepiej uszamotać; gdy się nie spocą w tańcu, nie ma dla nich zabawy” [9]. Stąd też wśród chłopów, nie tylko polskich, bo i np. Łemkowie posiadali swoje kołomyjki, istniała cała gama bardzo żywiołowych tańców, głównie oberków i mazurów, które śmiało można nazwać, naszym ludowym rock `n` rollem, jeszcze zanim wymyślono prąd [10]. A zabawy takie zapewne kończyły się z różnym skutkiem. Choć i pół biedy było, gdy po gębach razy dał kmieć swojemu panu, gdyż „Na gościa wyższego stanu w karczmie lud nie zważa, i z hardością stawia się, gdyby chciał zabawy jego przerwać” [11]. W gorących czerepach chłopstwa podnieconego alkoholem i muzyką potrafiło się wiele dziać. Podczas hulaszczych wypadów niejedna panna gubiła zapaski czy inne części garderoby. Gorzej było, gdy straciło się wianek, i to bynajmniej nie ten na głowie. Te mniej lub bardziej dramatyczne karczmiane zdarzenia odbijały się w warstwie tekstowej wielu frywolnych piosenek, które by można było wpisać do nurtu pijacko-biesiadnego. Ot, wśród Łemków była to np. ОЙ, ВПИЛА Я СЯВПИЛА (Oj, wpyła ja sia wpyła).
Z karczmą i wódką za pan brat odchodziły też tańce, śpiewy i zabawa, jak też inne rozrywki, które w pojęciu ludu były do upadłego, bowiem „Na tem zależy wysoka tańca umiejętność, aby swoję towarzyszkę jak najlepiej uszamotać; gdy się nie spocą w tańcu, nie ma dla nich zabawy” [9]. Stąd też wśród chłopów, nie tylko polskich, bo i np. Łemkowie posiadali swoje kołomyjki, istniała cała gama bardzo żywiołowych tańców, głównie oberków i mazurów, które śmiało można nazwać, naszym ludowym rock `n` rollem, jeszcze zanim wymyślono prąd [10]. A zabawy takie zapewne kończyły się z różnym skutkiem. Choć i pół biedy było, gdy po gębach razy dał kmieć swojemu panu, gdyż „Na gościa wyższego stanu w karczmie lud nie zważa, i z hardością stawia się, gdyby chciał zabawy jego przerwać” [11]. W gorących czerepach chłopstwa podnieconego alkoholem i muzyką potrafiło się wiele dziać. Podczas hulaszczych wypadów niejedna panna gubiła zapaski czy inne części garderoby. Gorzej było, gdy straciło się wianek, i to bynajmniej nie ten na głowie. Te mniej lub bardziej dramatyczne karczmiane zdarzenia odbijały się w warstwie tekstowej wielu frywolnych piosenek, które by można było wpisać do nurtu pijacko-biesiadnego. Ot, wśród Łemków była to np. ОЙ, ВПИЛА Я СЯВПИЛА (Oj, wpyła ja sia wpyła).
Teodor Axentowicz, Kołomyjka, 1895. |