czwartek, 7 listopada 2013

Rzecz o polskich biesach, czartach i diabłach (część II)

    Współistnienie dwóch cywilizacji - pogańskiej i od momentu pojawienia się na ziemiach polskich w X wieku chrześcijańskiej - niewątpliwie wpłynęło na oryginalności kultury polskiej. Nawet pomimo uzyskania dominującej roli w XI wieku przez Kościół na dawnych terenach Polski, to kultura chrześcijańska chętnie odwoływała się do części spuścizny starożytnych Słowian. W ten sposób doszło do synkretyzmu religii chrześcijańskiej, która czerpiąc z dawnych, pogańskich wzorców stworzyła także bardzo ciekawy obraz diabła w naszej kulturze. 
    Jednak próbując zdefiniować obraz i charakter diabła jaki funkcjonował przed wiekami w pojęciu ludu polskiego, należałoby zastanowić się ile z tego pogańskiego świata zostało przyjęte na łono nauk Kościoła? W tym miejscu bowiem pojawia się zasadniczy problem. Otóż tak na prawdę nie wiele wiadomo o pierwotnych wierzeniach zachodnich Słowian, zanim dotarło do nich chrześcijaństwo, zaś wszelkie zachowane do naszych czasów źródła pisane były sporządzane głównie przez duchowieństwo, które opisywało pogaństwo z perspektywy i przez pryzmat wiary. Dlatego też należy do tych źródeł podchodzić z dużą dozą rezerwy [1]. Niemniej, dziedzictwo dawnych wierzeń po dziś dzień w różnych formach trwa w ludowych zabobonach, podaniach i legendach [2]

Jan Matejko, Diabeł śmiejący się, karton do polichromii kościoła Mariackiego,
Bez daty. Akwarela na kartonie. 41 x 58,5 cm.
     Szczególnie trwała okazała się demonologia słowiańska, która ostała się po mimo procesu chrystianizacji. Co więcej, Kościół przez wieki był jej protektorem. Zezwalał na kultywowanie lokalnych pogańskich wierzeń w bóstwa, duchy i demony, ponieważ jak się zdaje dawny, nadzmysłowy świat Słowian zamieszkany był w wielu przypadkach przez istoty o złej naturze, które czyhały nieustannie na zdrowie i życie człowieka. Stąd też można domniemywać, że archetyp zła, wywodzący się z guseł i zabobonów z czasów pogańskich mógł bez przeszkód funkcjonować w czasach chrześcijańskich, ponieważ znakomicie wpisywał się w wykładnię chrześcijaństwa co do istnienia sił piekielnych. Dzięki temu, świat pogańskich duchów i demonów licznie zasiedlających wody, bagna, lasy, powietrze oraz domostwa przetrwał dzięki działaniom Kościoła [3]. Także nie bez znaczenia była chęć Kościoła do zdetronizowania dawnych ogólnych wierzeń pogańskich oraz „...włączenia całego panteonu czczonych dotychczas bóstw słowiańskich do kręgu istot szatańskich[4] zapewniając im niejako nieśmiertelny żywot, po wyplenieniu pogaństwa.
    Wobec zespolenia się na dawnych ziemiach polskich lokalnych wierzeń pogańskich oraz nauk chrześcijaństwa o złym duchu, zachowała się ogromna ilość przesądów, podań i przekonań na temat bóstw, duchów oraz demonów wiązanych z ogólnym pojęciem czarta czy biesa, które z czasem utożsamiano z kościelną wizją Szatana. Jak wyliczał w 1579 roku ksiądz Paweł Gilkowski w „Wykładzie Katechizmu Kościoła Krześcijańskiego o Pism Świętych dla wiary prawdziwey utwierdzenia y fałszywey się ustrzeżenia napisany a theraz znowu s poprawą y przyczynkiem wypuszczony Przez [...] Pawła Gilowskiego [...]”, do świata diabłów należeli „...ziemscy skryatkowie, domowe ubożęta, leśni satyrowie, wodni tołpcowie, górne jędze, powietrzni duchowie, rozmaici genjuszowie, morscy lewiatanowie, na insułach rozmaite obłudy[5], którzy „...iakoby mieli podzielić sobie prowincie, miasta, domy, ossoby y mieśca iako a czym y komu mieliby szkodzić...” [6]. Również Julian Tuwim za „Postępkiem prawa czartowskiego przeciw narodowi ludzkiemu” z roku 1570 tak naliczał: Nieskończoną litanję imion, przezwisk i epitetów miał w Polsce ów duch nieczysty. Więc generalia: djabeł, szatan, bies, czart, demon, lucyper, napaśnik, kusiciel, pokusa, kaduk, gniewnik, kusy, więc imiona własne - słowiańskie o obce - jak: Farel, Orkjusz, Opes, Loheli, Latawiec, Chejdasz, Koffel, Rozwod, Smołka, Harab-Mysliwiec, Ileli, Kozyra, Gajda, Ruszaj, Pożar, Strojant, Bież, Dymek, Rozbój, Bierka, Wiecher, Szczebiot, Odmieniec, Fantasma, Wilkołek, Węsad, Dyngus albo Kiczka, Fugas, djablice: Dziewanna, Marzana, Węda, Jędza, Ossorja, Chorzycam Merkana. Była także Muchawiec, Czerniec, Bajor, Czeczot, Kubeba, Smolik, Gonad, Boruta...[7]. Część z tych istot znana była na niewielkim obszarze. O innych sława docierała w najodleglejsze zakątki dawnej Rzeczypospolitej. Również nietrudno pośród nich można odnaleźć pogańskich opiekunów i władców sił przyrody związanych z lasami, mokradłami, wodami, powietrzem, życiem oraz śmiercią, którzy w swych kaprysach nie zawsze byli przychylnie nastawieni do ludzi. Dlatego też miejsca, które wśród pogan budziły grozę, niegdyś były zasiedlone bogami, demonami i duchami. W czasach chrześcijańskich, za sprawą Kościoła miejsca te stały się obszarami o szczególnym działaniu diabelskich mocy. Oczywiście, ...nie wszystkie potężne byty duchowe, które w [...] religiach [pogańskich] się pojawiają, a ukazują złośliwe lub niebezpieczne cechy charakteru, mogą być utożsamiane z diabłem takim, z jakim tradycja chrześcijańska nas spoufaliła...[8], niemniej jednak to Kościół utrwalił i znacząco rozszerzył władanie Lucypera

poniedziałek, 21 października 2013

Rzecz o polskich biesach, czartach i diabłach (część I)

    Diabeł znany pod niejednym imieniem oraz niejedną postacią stanowi jeden z ciekawszych i żywotniejszych elementów polskiej ludowej demonologii. Jak pisał przed prawie 90-ciu lat temu Jan Stanisław Bystroń, wybitny polski etnograf i socjolog, Wiara w cza­r­ty, [...] - oto niewątpli­wie jedno z cie­ka­wy­ch, fa­scy­nujących ro­z­działów hi­sto­r­ji ku­l­tu­ry sto­su­n­ko­wo nie tak odległych czasów. Nie­sa­mo­wi­te te formy zbi­o­ro­w­ego obłędu, których przeżytki je­sz­cze dziś tu i ówdzie spo­ty­ka­my, zdu­mie­wają nas swą ponurą i wy­u­z­daną fa­n­tazją, bo­ga­c­twem od­mi­an, po­wsze­ch­nem i prze­możnem władz­twem nad ludźmi [1]
    Na dowód słów Bystronia o obłędzie wiary w czarty i czary, niech posłużą sensacyjne doniesienia dziennikarskie z Krakowa z końca czerwca 1920 roku. Otóż jak podawano na łamach Ilustrowanego Kuryera Codziennego z dnia 26 czerwca, ...od wtorku widać w ulicy Kopernika [przy której do dnia dzisiejszego znajdują się Instytuty, Katedry i Zakłady Collegium Medicum UJ] krążące procesye ludzi złożone ze sfer robotniczych, a nawet inteligencji, którzy namiętnie o czemś rozprawiają. Równocześnie po mieście rozszerzają się wersje, że w klinice ginekologicznej z 10-letniej izraelitki miał się urodzić «potworek» z rogami, kopytami i ogonkiem, słowem - dyabełek[2]. Jak dalej donosił dziennik, piątkowy dzień, 25 czerwca ...należał do tych, w którym napięcie u tych ludzi, rozbujałych fantazyą o narodzinach dyabła, doszło do ostateczności. Od wczesnego ranka zalegli oni przestrzeń przed kliniką, żądając dopuszczenia ich do wnętrza kliniki, celem oględzin potwora. Wśród tysięcznych tłumów dają się zauważyć także i eleganckie panie, które głośno twierdziły, że dyabła widziały na własne oczy, za opłatą 40 MK. Według słów tych pań, którym widocznie «myszki» bzykają w głowie, dyabełek ów przywiązany jest łańcuchem w parterowej sali kliniki - ma ogon, rogi i pyszczek młodego cielęcia, bodzie i bryka kto tylko do niego dostąpi[3]. Krążyły też i inne wersje co do diabelskiego dziecka. Wśród zebranego tłumu ciekawskich powiadano, że ...we wtorek próbowano dyabełka ochrzcić w kościele św Mikołaja - równocześnie błyskawica rozdarła obłoki i przeleciała nad wieżą kościelną, a świątynia zatrzęsła się w posadach. Księdzu znowu, który dokonywać miał chrztu, wyleciało kropidło z ręki. Doktorzy próbowali otruć dyabła. Podsuwali mu nawet cyankali, bezskutecznie jednak, gdyż dyabeł okazywał jeszcze większe zaniedowolenie, parskając ogniem[4]. Apogeum tej zbiorowej halucynacji i diabelskiej histerii była wieść, iż ...w nocy dyabeł będzie przewieziony specyalnym pociągiem przez Berlin do Moskwy, celem zmacerowania w spirytusie. Nie pomogła interwencja policji - późno już noc zalewała miasto a ciemne masy jeszcze oczekiwały dyabła[5]

Jan Matejko, Diabeł z głową ptaka, Karton do polichromii kościoła Mariackiego
Bez daty. Akwarela na kartonie. 46 x 34 cm

     Również na łamach Dziennika Poznańskiego, Wanda Brzeska, polska etnograf i pisarka ukrywająca się pod pseudonimem Jan Pałucki, odwołując się do przysłów z diabłem, tak pisała o jego popularności: O tem, że «djabeł nie śpi» wiemy wszyscy z własnego doświadczenia. Czegoż to bowiem «djabli nie nadali?»... Mówią antyfeminiści: «gdzie djabeł nie może, tam babę pośle». Jednakże samego czarta wolą widzieć mężczyzną, twierdząc z dumą, że w piekle nie nastąpiło jeszcze równouprawnienie polityczne. A kobiety? Ot jak zwykle pasjonują się do «młodych djabłów», a w braku laku zadowolą się tem wreszcie, że i «w starym piecu djabeł pali». Koniec końcem ród męski spycha cały ciężar djabelstwa na wątłe ramiona niewieście, a płeć piękna odtrącając ten przywilej, darzy pełnią djabelstwa mężczyznę, z czego ostatecznie wynika, że biedny djabeł w bezustannym trwa ruchu. Przez topolami ocienione, ciche polskie wsie pędzi na «motorze» (automobilu) odbierając radość życia kurom i prosiętom, a w mieście «nosi» komorników sądowych i urzędników magistrackich z blankietami podatkowymi. Nigdzie zaś nie przyjmuje wizyt naszych przyjaciół, choć ich tak często odsyłamy «do djabła»[6]. 
    Diabeł był i jest wszechobecny. Występuje nie tylko w polskim folklorze ludowym czy w doktrynach Kościoła katolickiego i prawosławnego, ale też w innych cywilizacjach na całym świecie oraz ich religiach, sztuce i literaturze. Wybitny filozof, Leszek Kołakowski ten kulturowy fenomen Złego nazwał doniosłością diabła”, którą „...łatwo sobie uprzytomnić, gdy pomyślimy o tym ile arcydzieł literatury europejskiej – włączając utwory Dantego, Miltona, Marlowe’a, Goethego, Van den Vondela, Wiliama Blake’a i Tomasza Manna – nie mielibyśmy bez niego [tj. diabła] i co by się stało z naszymi dziełami sztuki i katedrami, gdyby wszystko, co się do diabła odnosi, nagle z nich znikło. Jest to najbardziej powierzchowny, chociaż prawomocny, sposób spojrzenia na doniosłość diabła. Jego trwałość w kulturze europejskiej – mimo okresów upadku, przemian w znaczeniu i w rodzajach jego aktywności – dowodzi, ze jego obecność zakorzeniona jest głęboko w naszym umyśle. Pochodzenie diabła nie jest jasne, nie wiemy także, czy kiedykolwiek się go pozbędziemy[7].
   Jednak gdzie należy szukać archetypu diabła, jaka była jego natura i skąd się wzięła tak wielka jego popularność w podaniach, legendach, przesądach, przysłowiach i wierzeniach, które choć irracjonale zachowały się w różnej formie po dziś dzień?

niedziela, 29 września 2013

Co w duszy grało ludowi wiejskiemu? Czyli rzecz o muzyce ludowej (część II)

     Świat jaki jest wymalowany w pieśniach ludowych, często jawi się jako wiejski mikrokosmos, pełen harmonii, sielankowości i sielskości. Jednak przeglądanie wsi i jej mieszkańców w odblaskach barwnych, pstrokatych strojów, micie wsi spokojnej, wsi wesołej stworzonym przez Jana Kochanowskiego oraz miłosnych piosenek jest tylko częścią tamtej rzeczywistości. A przecież ten dawny, już niebyły świat kmiecych zagród jest zdecydowanie bogatszy, pełen ludzkich namiętności i obaw. Wszak stan chłopski „...jest taki, jak go wychowała szlachta: są w nim wady i błędy, jakie ona posiada, jest i cnota wysoka[1]
   Takie też są i pieśni tradycyjne. Ich treści oddają stan ducha ludu wiejskiego, kształtowanego przez trudy dnia codziennego oraz łaski i nie-łaski panów z dworu, których jeszcze w XIX wieku, w Galicji chłopi pogardliwie nazywali Polakami. Szczególnie historia relacji „chamów” - chłopów polskich, galicyjskich z „panami”, czyli szlachtą, stanem ziemiańskim z dworów pisana była niewątpliwe niełatwymi stosunkami i nierównościami społecznymi oraz wzajemną krzywdą, które jak słusznie zauważył Zygmunt Gloger wyrosły na przyrodzonym człowiekowi prawie chęci zysku. Chęć życia w wygodzie, dostatku i władzy nad innymi rodziły nierówności oraz cierpienia. Jak pisał Gloger, „W całym świecie i powszechnych dziejach ludzkości (a naszych stosunków mierzyć przecie inną miarą nie można) stan rycerski, osiągnąwszy przewagę polityczną w kraju, wyzyskiwał ją na korzyść własnych interesów. Takiego wypadku, aby jej wyzyskać nie chciał, dzieje ludzkie nie przedstawiają. To samo więc było i w Polsce, zwłaszcza gdy do przewagi politycznej stanu rycersko-ziemiańskiego przyłączyła się jeszcze przewaga ekonomiczna...[2]. Stan tej nierówności na ziemiach dawnej Rzeczpospolitej usankcjonowany był licznymi przywilejami dla warstwy stanu szlacheckiego, która to dla zwiększenia własnego dochodu zaczęła wyzyskiwać warstwy niższe. Z tej potrzeby i uwarunkowań ekonomicznych wyrosła haniebna pańszczyzna, która jeszcze za pierwszych Piastów nie była tak dotkliwa, lecz już w czasach Rzeczypospolitej Obojga Narodów magnateria i szlachta zapewniły sobie drogą constitutiones, czyli konstytucji sejmikowych obowiązek na chłopach ...odrabiania pewnej liczby dni w tygodniu temu panu, na którego gruntach byli osiedleni. Był to zatem rodzaj waluty dzierżawnej, tylko wypłacanej nie gotówką, ale robocizną na pańskim folwarku, oraz daniną do dworu pewnej liczby drobiu i jaj, zwitków lnu i t. d.[3]

Józef Chełmoński, Przed karczmą, 1877. Olej na płótnie. 71 x 174,5 cm.
Muzeum Narodowe w Warszawie
    Szlachta - choć oczywiście nie cała - również rozpijała chłopów wódką przez przymus propinacji. A trzeba przyznać, że gorzałka na wsi była wszędobylska. Wódka, piwo i inne trunki alkoholowe lały się strumieniami, wszak alkohol w pojęciu ludu to zabawa, to czas odświętny - karnawał odrywający od szarej rzeczywistości, a wręcz napój święty i zbawczy. Pito przy każdej okazji. Na ziemi pszczyńskiej o gorzołce zawadiacko śpiewano Pijom jom tyż gospodorze, Sprzedowajom na niom zboże [...] Pijom jom tyż gospodynie, Sprzedwajom na niom świniy [...] Pijom jom tyż na pogrzebie, Żeby dusza była w niebie[4]. Alkohol do tego stopnia wrósł w świat chłopa, że nawet w jego głosie było można odczuć wpływ wódki. Jak zanotował Oskar Kolberg, Głos wieśniaków naszych z natury dźwięczny jest i donośny; lecz u wielu z nich nadużycie trunku i ciężka praca fizyczna pozostawiły w miejscu jego tylko chrzypliwą artykulacyą tonów do niewiedzieć jakiej gammy należących, które jedynie jaki taki rytm i pewien mimowolny a szczęśliwy instynkt śpiewaka z sobą wiąże[5]. Mało tego, Pijaństwo było popierane czy nawet często nakazane (Brzeinica) przez dziedzica, gdyż pędzenie wódki było jego monopolem [a więc czystym zarobkiem, formą podatku], n. p. w Gliniku każdy chłop miał zakupić w czasie Wielkanocy kwartę wódki i ją oświęcić. To też wódka stała się nieodzownym towarzyszem chłopa i każdego domu: wódką leczono chorych, usypiano dzieci, rozgrzewano zmarzniętego, wzmacniano osłabionego, ale przedewszystkiem zalewano wódką zmartwienie (Wolica Piaskowa)[6]

Władysław Teodor Benda, Krakowiak, ok. 1930, Pastel na tekturze
    W związku z wódką, której przecież chłop nie mógł pędzić sam w domu na własny użytek, zmuszony był do korzystania z tego co pan dworu oferował w karczmie. Stąd też życie na wsi kręciło się wokół niej, gdzie stan kmiecy ...lulka, wódka i taniec zajmuje[7] To tam po pracy ...mężczyźni szli do karczmy, gospodarz, by zalewać tam robaka, parobcy by kręcąc się w jego sąsiedztwie wykorzystać jego chwilowy dobry humor i dostać chociaż kieliszek wódki, - a kobiety z dziećmi siedziały przy świetle smolnego łuczywa i przędły śpiewając lub opowiadając rozmaite legendy czy klechdy, których dzieci słuchały «rozdziawiwszy gęby» (Krzywa)[8]
    Z karczmą i wódką za pan brat odchodziły też tańce, śpiewy i zabawa, jak też inne rozrywki, które w pojęciu ludu były do upadłego, bowiem Na tem zależy wysoka tańca umiejętność, aby swoję towarzyszkę jak najlepiej uszamotać; gdy się nie spocą w tańcu, nie ma dla nich zabawy[9]. Stąd też wśród chłopów, nie tylko polskich, bo i np. Łemkowie posiadali swoje kołomyjki, istniała cała gama bardzo żywiołowych tańców, głównie oberków i mazurów, które śmiało można nazwać, naszym ludowym rock `n` rollem, jeszcze zanim wymyślono prąd [10]. A zabawy takie zapewne kończyły się z różnym skutkiem. Choć i pół biedy było, gdy po gębach razy dał kmieć swojemu panu, gdyż Na gościa wyższego stanu w karczmie lud nie zważa, i z hardością stawia się, gdyby chciał zabawy jego przerwać[11]. W gorących czerepach chłopstwa podnieconego alkoholem i muzyką potrafiło się wiele dziać. Podczas hulaszczych wypadów niejedna panna gubiła zapaski czy inne części garderoby. Gorzej było, gdy straciło się wianek, i to bynajmniej nie ten na głowie. Te mniej lub bardziej dramatyczne karczmiane zdarzenia odbijały się w warstwie tekstowej wielu frywolnych piosenek, które by można było wpisać do nurtu pijacko-biesiadnego. Ot, wśród Łemków była to np. ОЙ, ВПИЛА Я СЯВПИЛА (Oj, wpyła ja sia wpyła).

Teodor Axentowicz, Kołomyjka, 1895.

poniedziałek, 23 września 2013

Co w duszy grało ludowi wiejskiemu? Czyli rzecz o muzyce ludowej (część I)


    Krystian Zimerman, jeden z najwybitniejszych współczesnych polskich kompozytorów oraz pianistów, w jednym z wywiadów radiowych udzielonych na początku 2013 roku powiedział, że ...muzyka jest odzwierciedleniem duszy.... Słowa te w sposób szczególny można odnieść do duszy ludu wiejskiego i tworzonej przez niego muzyki, bowiem to ona przez wieki odzwierciedlała trudy dnia codziennego rolników, rybaków i pasterzy. Po przez dźwięki muzyki, ale także towarzyszące im tańce i śpiewy można wkroczyć w sferę ludowego sacrum i profanum, poznać to, co się kryło w sercu polskiego chłopa.
    To właśnie muzyka, a w szczególność pieśń stanowiły dla ludu wiejskiego ważny element codzienności. Towarzyszyły one świętom, weselom, pogrzebom, rozbrzmiewały podczas ciężkiej pracy czy też wypełniały wolny czas spędzony w karczmie przy wódeczce. Niezależnie od tradycji i historii regionów ziem dawnej Rzeczypospolitej, muzyka i pieśni ludowe stały na straży tradycji i zwyczajów, jak też były emanacją uniwersalnych przeżyć chłopstwa, opowiadajac o ich poglądach, troskach, bólach czy radościach.

Wincenty Wodzinowski, Odpoczynek żniwiarzy (Grajek), około 1893; olej na płótnie, Lwowska Galeria Sztuki

    Oczywiście warto w tym miejscu powiedzieć, że ta tradycja ma niewiele wspólnego z kulturą pogańskich Słowian, która to w X wieku wraz z wkraczającą na ziemie Polan, Wiślan i innych, kulturą chrześcijańską uległa znaczącym przekształceniom. Ekspansywność kultury i cywilizacji chrześcijańskiej była na tyle silna, że w wielu miejscach wyrugowała rodzimą, miejscową, pogańską twórczość, w tym także przekazywane z ust do ust podania i pieśni, odciskając nawet swoje piętno na skalach melodyjnych, które...skazane były prędzej czy później na zagładę, i to nie tylko dlatego, że były to przeżytki świata pogańskiego, ale i dlatego, że przez długie lata duchowieństwo w Polsce rekrutowało się z cudzoziemców, którym kultura miejscowa była obca... [1]. Stąd też wpływy i rola Kościoła katolickiego w Polsce była niebagatelna. Niósł on bowiem własne wzorce literackie oraz muzyczne, które wywarły silny wpływ na rodzimą twórczość artystyczną. Nie tylko za sprawą łacińskiego eposu rycerskiego pierwotna kultura muzyczna Słowian została zdruzgotana, lecz także za sprawą bizantyjsko-ruskiego chorału.
     Jednak wracając do tego czym właściwie jest muzyka ludowa odniosę się także do słów Jana Kolasińskiego, który tak napisał: O tej muzyce ktoś powiedział, że jest «zjawiskiem natury takim, jak słońce i deszcz», że «rozwija się z tą samą organiczną swobodą, co lasy, zboża i wszelkie stworzenia żyjące na łonie natury». W tej muzyce wiejskiej odbija się życie ludu we wszelkich jego przejawach, prymitywizm tego życia i naiwność stworzenia związanego z naturą, przyrodą [2]. Stąd, muzyka ludowa nie była całkowicie oderwana od świata przyrody. Związana była bardzo mocno z lokalną florą i fauną oraz topografią najbliższej okolicy, które formowały psychikę chłopa jak też determinowały życie całych wspólnot wiejskich. Tworzona z potrzeby duszy, przesiąknięta była naśladownictwem i bogactwem dźwięków otaczającego świata. Była łącznikiem między światem ludzkim a przyrody, który zdaniem ludu był zamieszkały przez pradawne bóstwa, duchy i demony. 

Wojciech Gerson, Instrument suka i jego fragmenty, 1895, piórko, akwarela na papierze, 25,5 x 22,3 cm, Muzeum Narodowe, Warszawa, źródło: P. Kopszak, Wojciech Gerson [1831-1901], Warszawa 2007.

czwartek, 5 września 2013

Dziwożony - demoniczne porywaczki

    W systemie wierzeń dawnych Słowian, a później już uformowanych narodów słowiańskich, szczególne miejsce zajmowały demony. Nawet w czasach, gdy na dobre zakorzeniło się chrześcijaństwo traktowano je jako istoty łączące świat ziemski z boskim, nadrealnym. Mocno zakorzenione w słowiańskiej duszy, od wieków, po przez liczne podania, legendy i baśnie rozpalana była wyobraźnia mieszkańców Słowiańszczyzny o licznych demonach oraz duchach zamieszkujących powietrze, tonie wód, ostępy leśne, zakamarki domostw, czy budzące jeszcze w I połowie XIX wieku, grozę góry i jaskinie. 
    Z owianych tajemnicą zakamarków otaczającego świata, w sferę żywych wkraczały istotowy demoniczne, to na wpół ludzkie, to na wpół boskie, które nie zawsze były przychylne człowiekowi. Lubo pojawiały się pod postacią zwierząt, ludzi, czy istot łączących w sobie cechy zarówno ludzkie jak i zwierzęce czy też jako duchy zmarłych, zaś ich obecność najczęściej zwiastowała oraz przynosiła choroby, ból i śmierć. 
    W tym złowrogim świecie licznych duchów leśnych, topielców, topielic, wił, jędz, zmór, nawii, strzyg oraz wielu innych, były demoniczne mieszkanki kniei, borów, jaskiń, jezior, pól i sfery domowej, nazywane ...na wschodnich obszarach Polski rusałkami, a w Polsce zachodniej dziwożonami, wiłami i t. d.[1]. Na ziemiach polskich przezywano je rozmaicie. W zależności od regionu mówiono na nie mamuna, mamona, odmieniec, babula, dziwo-baba, dziko baba, Sibielą a także boginką lub bogunką. Jak wspominał Kazimierz Władysław Wójcicki, w swoich Starych gawędach i obrazach, to co u Górali polskich występuje jako dziwo-żony ...tak u Hucułów, są [...] mamuny boginie, co tak zamamią człowieka, że zniemieje i osłupieje... [2], zaś ...w Stryjskim cyrkule, [...] tu je zowią «Majki» [3].
    Oczywiście wierzenia w dziwożony były rozpowszechnione nie tylko wśród mieszkańców ziem polskich. Wśród ludu ruskiego znane były czarty, wiedźmy i inne nadprzyrodzone istoty, które w dużym stopniu posiadały cechy polskich dziwożon. Między innymi na ziemi Podolskiej wierzono w Boginię. Wśród ludu Wielkoruskiego, czyli dzisiejszych Rosjan istniały wodianyje, lesyje, wed'my oraz udelnice. Te ostatnie posiadały najwięcej wspólnych cech z naszymi dziwożonami. Nawet na dalekiej Syberii, w guberni Tomskiej znane były podania o westicach. Z kolei na ziemiach dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego obawiano się Laumi, Dekli i Świętych dziew. We Wschodniej Galicji strzeżono się przed paniuńciami. Wśród Czechów i Słowaków rozpowszechnione były podania o divozenach. Serbo-łużyczanie strzegli się przed premeńką, dźwicą, dźiwją żoną. Także i na Zachodzie Europy istniały podobne demony. Wśród Niemców grasowały szpetne Weisse Frauen. Anglicy posiadali swoje Elfy, Francuzi Feje, Dames Blanches, zaś Grecy od czasów antycznych żyli w strachu przed Mojrami i Parkami. Jednak co takiego demonicznego kryło się pod mianem dziwożony, której obawiano się niemal w całej Słowiańszczyźnie?
 
J. Styfi, Dziwożona. Drzeworyt sztorcowy, [w]: Tygodnik Ilustrowany,  22 października 1864, nr 265, s. 389.

niedziela, 1 września 2013

Zapomniane miejsca: schron w Starym Besku

    Gdy latem 1944 roku Armia Czerwona oraz Ludowe Wojsko Polskie stanęły na prawym brzegu Wisły dla niemieckiego OKH (niem. Oberkommando das Heeres, pol. Naczelne Dowództwo Wojsk Lądowych) stało się jasne, że w ciągu najbliższych miesięcy Rosjanie przystąpią do forsowania rzeki. Sowietom jeszcze przed przystąpieniem do pełnej ofensywy przełamującej niemiecki opór na Wiśle, w kilku zapalnych punktach w lipcu 1944 roku udało się uchwycić i umocnić przyczółki na jej lewobrzeżnej stronie. Niemcom sytuacja wymykała się spod kontroli. Ich obawy przed nacierającym sowieckim walcem frontowym rozjeżdżającym wszystko co stawało na jego drodze, wymusiły na OKH podjęcie decyzji o utworzeniu dobrze zorganizowanych sieci obronnych, tzw. stellung, które zostały oznaczone literami (od "A" do "E"), zaś mniejszym ciągom obronnym wchodzącym w skład głównych linii nadawano stosowną numerację (np. stellung B-1, B-2).
     Utworzenie takiej sieci obronnej miało na celu stworzenie kolejnych barier dla nacierających Rosjan, którzy po rozbiciu głównych sił niemieckich wojsk Grupy Armii Środek w błyskawicznym tempie nacierali na zachód, forsując bez większego oporu rzekę Bug. Również w obliczu powstania warszawskiego oraz realnej  groźby ogólnopolskiego zrywu na zapleczu frontu niemieckie dowództwo wojsk lądowych stanęło przed realną groźbą niczym nieskrępowanego pochodu Sowietów w głąb Rzeszy, bowiem rzeka Wisła jako naturalna bariera terenowa od przełomu lipca i sierpnia 1944 roku stawała się coraz mniej szczelna. Niemcy wobec ewentualnej utraty Wisły jako naturalnej linii oporu oraz przełamania obrony na jej całej długości, przystąpili do budowy sieci umocnień.
       Prace budowlane rozpoczęto jeszcze w lipcu 1944 roku, w które zaangażowane zostały poważne środki i siły. W błyskawicznym tempie stawiano - przy użyciu głównie polskich rąk, które pod przymusem zmuszano do prac budowlanych - umocnienia polowe. Polacy kopali okopy, rowy przeciwczołgowe, stawiono zasieki z drutu kolczastego oraz zapory przeciwczołgowe. W przewidywanych miejscach natarć oraz strategicznych punktach jak drogi, węzły drogowe oraz kolejowe stawiano schrony bojowe, tzw. Punkty Oporu (niem. stutzpunkt), zaś miasta przekształcano w twierdze. Po dziś dzień, od Karpat po Bałtyk znajdują się liczne świadectwa gorączkowych zabiegów Niemców, budujących zapory, które miały powstrzymać nacierających Rosjan.

Schronem bojowym Ringstand Bauform 58c




wtorek, 4 czerwca 2013

W Noc Kupały sobótki i wianki

         Od niepamiętnych czasów szczególnym okresem w obrzędowości dawnych Słowian (ale także i innych ludów pochodzenia, m.in.: ugrofińskiego, bałtyckiego, celtyckiego oraz germańskiego) był moment przesilenia letniego Słońca, przypadający na ogół na noc z 21 na 22 czerwca [1]. Zapewne w tym czerwcowym dniu lud słowiański upatrywał zwycięstwo Słońca, symbolizującego w ich pogańskiej mitologii życie, ciepło i światło, które panowało nad mrokiem złowrogiej nocy. To stąd wśród Słowian wykształciły się liczne obrzędy związane z oddawaniem czci życiodajnemu Słońcu, które w Noc Kupały pokonywało Księżyc.


Rycina, Wianki w zachodniej Galicyi. Rysunek i układ Fałata,
Źródło: Tygodnik Ilustrowany, nr 339, z dn. 24 VI 1882, s.392.

  Słowianie wielbiąc ożywcze Słońce podczas najkrótszej nocy w roku organizowali ...istne sławiańskie igrzyska, lub święto ognia; odziane uroczystą tajemniczością religji, i całym urokiem poezji” [2], które w całej Słowiańszczyźnie gromadziły liczne tłumy. Podczas owych zabaw, znanych w różnych częściach Polski jako Noc Kupały, noc kupalnakupalnockakupała, kupało, zaś na terenach historycznego Śląska i Galicji mienionych jako sobótki lub wianków, mieszkańcy ...jednej lub kilku, osad gromadzili się wpewne miejsce, nakładali wielki ogień, tańczyli około niego, spiewali, czynili rozmaite wrózby, to skacząc przez płomień, to wianki na wodę puszczając” [3]
     Jak wyjaśniał Zygmunt Gloger w Roku polskim pochodzenie nazwy tego zwyczaju nie jest jednoznaczne i jednolite dla ziem dawnej Rzeczypospolitej. Nazwa sobótki, jako od dnia sobotniego pochodząca, nie była oczywiście ani pierwotną, ani powszechną w całej Polsce. Lud mazowiecki i podlaski na prawym brzegu Wisły, nad Narwią i Bugiem zamieszkały, obrzęd ten znał tylko pod mianem Kupalnocki” [4], zaś dalej Sobótka na Rusi zowie się Kupałą, a liczne ślady tego obrzędu z Wołynia, Ukrainy, Litwy i Białejrusi opisali nasi zbieracze rzeczy ludowych: Marcinkowski, Stecki, Eust. Tyszkiewicz i inni. Seweryn Goszczyński osnuł cały poemat na tle sobótki karpackiej a Wincenty Pol w Pieśni o domu naszym opisał »Wielkie wianków święto«” [5]. W tym miejscu należy dodać, że obrzęd Nocy Kupalnej w różnych częściach Europy był praktykowany w różnych terminach, gdzie w „...jednych więc miejscach obchodzono go na Zielone Świątki, gdzieindziej w przeddzień św. Jana Chrzciciela[6]. Niemniej jednak, niewykluczone jest, że w poszczególnych krajach słowiańskich, pod różnymi nazwami i datami zachowały się strzępy jednego solarnego święta, które w kronice Długosza występuje pod mianem stada [7] (na Rusi święto to znane jest jako rusałczy tydzień, rusalia). Możliwe jest zatem, że niegdyś między majem, a czerwcem odbywało się jakieś ogólnosłowiańskie święto, którego punktem kulminacyjnym mogła być Noc Kupały. Jednak skąd jeden zwyczaj został obdzielony tak dużą ilością nazw? 


Wojciech Gerson, Kupała, olej na płótnie, 1897

wtorek, 14 maja 2013

W objęciach diabła

    Ludwik Jucewicz, znany folklorysta i jeden z pierwszych archeologów litewskich już w XIX wieku przestrzegał młodych adeptów historii przed tym, że ...piszący dziś historyję, nie powinien przestawać na samych źródłach pisanych, na samych jałowych zapiskach i kronikach, potrzeba jeszcze koniecznie zasięgać wiadomości z podań miejscowych - z podań ludu. One mu nie jeden ważny wypadek wyjaśnią, nie jednę prawdę zostawioną dotąd samemu gminowi, odkryją, ze stanem moralnego ukształcenia, i pojęciami narodu zaznajomioną. Gmin bowiem, mało się dziś obyczajami, pojęciem i moralnem ukształceniem od swoich przodków rożni. Jak więc kiedyś jego pradziady wierzyli, tak i on dziś wierzy; co mu o dziełach swoich poprzedników powiedzieli, on to wszystko w swojej pamięci zachował [1]. Sięgając do tej skarbnicy gminnych guseł, zabobonów i przesądów przekazywanych z dziada pradziada, a których nie brakowało i nie brakuje w polskiej kulturze swoje wyjątkowe miejsce miały czarownice, zaklinającymi magią i czarami los człowieczy.

Départ pour le Sabbat, obraz Alberta Josepha Pénot, 1910.
     Ta szczególnie wysoka pozycja czarownic wynikała pierwotnie z tego, jak to nakreślił u progu XX wieku Zygmunt Gloger, że w dawnych czasach człowiek pragnąc ...z jednej strony zabezpieczyć się przed działaniem złych ludzi, a z drugiej chcąc sam szkodliwie lub pomyślnie oddziaływać, [...] wytworzył sobie mniemanie ku temu sposoby i całą praktykę, którą zowiemy czarodziejstwem, czarami i gusłami. Prawie wszystko, cowrogo dotykało człowieka, np.: choroby, ułamności, śmierć, niepowodzenia, susze i najróżnorodniejsze klęski, przypisywano nie przyczynom i skutkom przyrodzonym, lecz zlej woli duchów, ludzi i całego stworzenia, wywartej za pomocą czarów. Czarami też starano się od tego ochronić, lub czarami na innych to sprowadzić[2]. Również ze względu na to, że w zamierzchłych czasach, gdy wiedza przyrodnicza czy medycyna były na bardzo niskim poziomie, to w czarownicach zwanych dawniej babami (starymi lub wieszczymi babami), ciotami, ciotkami [3] czy też wieszczkami (dziś potocznie, acz mylnie utożsamianymi z wiedźmami [4]) oraz uprawianych przez nie czarach upatrywano przyczyn lub rozwiązania wówczas niewytłumaczalnych dla prostych ludzi zjawisk. Jednak nie tylko wśród gminu wiejskiego oraz drobnomiasteczkowych wspólnot czarownice darzono szczególnymi względami. O pomoc do starych bab w różnych sprawach zwracali się nawet ówcześni uczeni, jak medici, czyli lekarze o czym jest poczyniona wzmianka w Monumenta medii aevi historica res gestas Poloniae illustrantia, gdzie zalecano, by wobec nieskuteczności ówczesnych medyków w uśnieżeniu bólu udać się do starej baby ...consuluerunt medici, ut mulieres antiquas super tali dolore consuluerit...[5]. Tak więc w babach upatrywano raczej przyjaźnie nastawione kobiety, posiadające znaczącą wiedzę i umiejętności, mogące przyczynić się do uleczenia chorego człowieka, czy też mieć wpływ na pogodę, urodzaj w polu, szczęście w miłości lub dobry poród, aniżeli stare i szpetne kobiety szkodzące wszystkim wokoło [6].

Wizji Fausta, obraz pędzla Luisa Ricardo Falery, 1878
    Wraz z biegiem wieków i umacnia się chrześcijaństwa na ziemiach polskich pozycja bab i dziadów, czarownic oraz czarowników ulegała znaczącej zmianie. Gdy z wprowadzeniem chrześcijaństwa do krajów europejskich rola czarodziejów - kapłanów - znachorów upadla, resztki jej dostały się czarownicom, wiedźmom, babom bez rodziny i mienia, istotom poniewieranym w społeczeństwie...” [7]. Ludowa medycyna oraz wiedza zawarta w gusłach, czy zabobonach, choć splątana i wzajemnie się przenikająca z religią chrześcijańską stała się dla tej ostatniej obiektem ostrego ataku. Ze strony duszpasterzy zarówno Kościoła Katolickiego jak też Protestantów, z ambon kościelnych grzmiano na szerzące się konszachty z diabłem, na które zdaniem Kościoła wyjątkowo podatne były białogłowe. Wraz ze schyłkiem średniowiecza nad światem chrześcijańskim zapanował miecz katowski, terror Inkwizycji oraz stosy, którymi siłą próbowano zwalczyć diabelskie wpływy na Ziemi.